0
JarekGdynia 21 listopada 2014 19:18
Jako że coraz chłodniej się robi postanowiłem wspomnieniami wrócić do września 2013 roku. Obiecałem sobie że zrobię tą relację dużo wcześniej ale jakoś ciągle mi się nie udawało, potem zniechęciło mnie to co się obecnie dzieje na wschodzie Ukrainy. Jednak się ogarnąłem. Może komuś się przyda jak sytuacja się unormuje prędzej czy później.

Z Gdyni ruszamy autem na Ukrainę. Granice o dziwo przekraczamy wyjątkowo szybko i nad ranem jesteśmy już w Ternopolu. Drogi są różne, jest dobra trasa z granicy do Lwowa a następnie główna trasa na Kijów. My w Brodach odbijamy na Tarnopol i niestety tu dobra droga się kończy. Dziury, dziury i jeszcze raz dziury. Czasami nie ma jak ominąć ponieważ są na całej długości drogi przez co trzeba znacznie ograniczyć prędkość. Często jedziemy poniżej 20km/h ale czym bliżej Ternopola tym droga lepsza. W końcu udaje się i jesteśmy na miejscu. Zatrzymujemy się u rodziny, która już wcześniej kupiła nam niezbędne bilety na naszą trasę. Bilet na ukraińskie koleje można kupić również przez neta ale wychodzi to drożej. Zostawiamy auto na strzeżonym parkingu w cenie 7 hryweń za dzień . Kupujemy kilka rzeczy na drogę, bierzemy wcześniej zakupione prezenty i ruszamy w podróż. :D

Dzień I czwartek 12.09.2013
Pociągi ukraińskie są całkowicie inne niż nasze. Przede wszystkim pociąg nie ma 3-5 wagonów ale 15-20. Każdy wagon ma swojego konduktora, który wpuszcza do pociągu tylko za okazaniem biletu. Dodatkowo na każdej stacji wsiada i wysiada mnóstwo ludzi, nie jak u nas na PKP. Tam widać że koleje mają się dobrze i bardzo wiele ludzi z nich korzysta. My oczywiście mamy bilet na plackarta. Każdy ma swoje miejsce, które jest leżące, dodatkowo nie ma ścian między przedziałami więc wygląda to dość oryginalnie. Można kupić herbatkę za 2 hrywnie u pani konduktor, alkohol też większość ludzi pije bez skrępowania więc podejrzewam że nie jest zabroniony. Trasa Ternopil – Simferopol trwa ponad 24h. Ale nie jest źle, super widoki za oknem, trochę gramy w karty, czytamy książki a wieczorem kładziemy się spać. Ogólnie bardzo polubiłem ukraińskie koleje, wygodne i przede wszystkim dużo bezpieczniejsze niż w Polsce.

Dzień II piątek 13.09.2013
Pociąg mimo odległości ponad 1000 km dojeżdża do Simferopola punktualnie. Tu okazuje się że mój ukraiński na resztę wyjazdu będzie totalnie nieprzydatny, ponieważ wszyscy mówią po rosyjsku. Angielski też raczej może być duże problemy, na szczęście moja żona biegle mówi po rosyjsku także jestem spokojny. Zaraz po wyjściu z pojazdu zaczepiają nas kolejni cwaniacy, którzy chcą zaoferować taksi za 250 hryweń. Jakby ktoś był , nie dajcie się namówić. 300m dalej jest dworzec autobusowy skąd odjeżdżają marszrutki do wszystkich większych miejscowości na Krymie. Koszt około 20-30 hryweń za osobę (wrzesień 2013). Żona kupuje 2 bilety do Sudaka i po kilkunastu minutach jesteśmy już w marszrutce. Marszrutki – takie małe autobusiki to najpopularniejszy sposób podróżowania po Krymie. Podróż trwa około 2h i jesteśmy w Sudaku. Tam kontaktujemy się z ciocią Olą, u której mamy zamiar spędzić najbliższy tydzień. Warunki u cioci są skromne, ale nie będziemy narzekać. Jest gdzie spać i gdzie się umyć i to nam w sumie wystarcza. Ciocia dostaje prezenty z Gdyni a my ogarniamy się i trochę odpoczywamy po blisko 30 godzinnej podróży. Jednak jako że w pociągu dobrze spaliśmy zaraz jesteśmy gotowi na zwiedzanie. Pogoda super, T-shirt i krótkie spodnie i już idziemy zrobić kurs po mieście. Mnóstwo straganów z owocami, piwem, pamiątkami. Dochodzimy nad bulwar koło morza i już od razu widzę ciekawą atrakcje - twierdze genueńską położoną na wzniesieniu. Robimy całkiem niezły spacer i wracamy do naszego pokoiku. Ciocia Ola jest bardzo gościnna i już przygotowała dla nas kolacje. Rozmawiamy z nią o Krymie, życiu i o naszych planach na najbliższy tydzień. Dostajemy jedzenie i winogrona. Jeszcze nigdy nie jadłem tak smacznych winogron, widać że klimat im tu wyraźnie odpowiada.W końcu zmęczeni idziemy spać.

Sudak.jpeg



Dzień III sobota 14.09.2013
Rano trochę popadało więc póki zwlekliśmy się z łóżka było po 11tej. W końcu mamy wakacje, można czasem pospać dłużej, mimo że nie lubię tracić czasu na sen kiedy tyle atrakcji na mnie czeka. Wczoraj od Cioci Oli dowiedzieliśmy się że szczęścia nam sprzyja, Dzisiaj o 12 i 15 można będzie wejść do twierdzy za darmo, ponieważ miasto obchodzi jakiś jubileusz. Wypogadza się i już mocno grzeje słońce więc ruszamy w drogę. Twierdza jest na końcu miasta ale nie warto brać marszrutki. Raz że te jeżdżą wypchane po brzegi a dwa że chcieliśmy trochę zobaczyć Sudak. Twierdza zbudowana została przez konsulów genueńskich w XIV – XV wieku. Mury mają długość 2 kilometrów i grubość 2 metrów. Zostało z nich niewiele, zaledwie kilka ruin: meczet, cerkiew, ruiny kościoła. Na samej górze, piękne widoki. Z jednej strony miast Sudak a z drugiej Morze Czarne. Naprawdę było warto i już wiem że Krym to będzie super miejsce. Po powrocie z twierdzy jest już późne popołudnie. Przebieramy się i udajemy się na bulwar gdzie przemawia mer miasta i odbywa się impreza z okazji jubileuszu. Są koncerty i sztuczne ognie. Dobrze trafiliśmy.

twierdza2.jpeg



twierdza.jpeg



ruiny twierdza.jpeg



twierdza 3.jpeg



twierza 3.jpeg



widok twierdza.jpeg



Sudak 3.jpeg



Sudak2.jpeg



-- 21 Lis 2014 20:26 --

Dzień IV niedziela 15.09.2014
Wstajemy wcześnie rano ponieważ mamy w planie wybrać się do rezerwatu do Nowego Świata, pobliskiej miejscowości. Idziemy na marszrtutke, ledwo się zmieściliśmy. Wiadomo - niedziela, oprócz podróżujących turystów są też mieszkańcy korzystający z dnia wolnego. Jak jechaliśmy pod górkę to miałem wrażenie że już marszrtutka nie wjedzie, ale jednak sukces.
W Nowym Świecie udajemy się do rezerwatu. To było chyba najpiękniejsze miejsce jakie widziałem, aż nie chciało się wracać. Idziemy szlakiem Galicyna. Był to książę, którego matką była Polka a ojcem rosyjski arystokrata. Był zafascynowany winem, kupił ponad 200ha ziemi i rozsławił Nowy Świat w całej Europie. Zapoczątkował produkcje wina i szampana, który obecnie jest tam bardzo popularny a ceny najlepszych trunków za butelkę sięgają kilkuset hryweń. Widoki wspaniałe, byliśmy zachwyceni. Gdyby nie nadchodząca wielka czarna chmura na niebie ciężko byłoby nas stąd wyrwać. Niestety w drodze powrotnej do marszrtutki rozpętała się krótka ale bardzo intensywna ulewa. Masakra, byliśmy cali mokrzy. I tu wielkie zdziwienie, do marszrutki ustawiła się wielka kolejka. Każdy grzecznie stał w rządku i czekał na jego kolej. W porównaniu z wejściem do polskiego busa panował nadzwyczajny porządek. My zmieściliśmy się chyba do trzeciej marszrutki i wróciliśmy do Sudaka. Mimo że cali mokrzy to było warto si ę tam wybrać. Po powrocie do Sudaka zmieniliśmy ciuchy i poszliśmy na rynek. Profilaktycznie kupiliśmy coś na przeziębienie żeby się wygrzać wieczorem tym bardziej że na 2 kolejne dni mieliśmy zaplanowane dalsze wycieczki. Udaliśmy się również na dworzec autobusowy żeby kupić sobie bilety, ponieważ we wrześniu na Krymie jest jeszcze pełno turystów i chcieliśmy mieć pewność że będziemy mieli bilety na autobus.

Nowy Swiat.jpeg



Nowy Swiat2.jpeg



rezerwat.jpeg



tropem Galicyna.jpeg



rezerwat2.jpeg



rezerwat3.jpeg



rezerwat4.jpeg



-- 21 Lis 2014 20:35 --

Dzień V poniedziałek 16.09.2013
Kolejny dzień rannego wstawania. Po 7 mamy autobus do Jałty. Trasa super, wzdłuż Morza Czarnego, wspaniałe widoki na góry i na morze. Około 10tej jesteśmy w Jałcie skąd bierzemy marszrutke podmiejską żeby dojechać pod Aj-Petri. Jest to najwyższy szczyt Gór Krymskich o wysokości 1234 m. Na szczyt prowadzi kolejka linowa, która okazała się być najdroższą atrakcją jaką mieliśmy na Krymie. To co mówiła Ciocia Ola w Sudaku potwierdziło się po wjechaniu na szczyt. Aj-Petri to najbardziej wietrzne miejsce na Krymie. Ogólnie w Polsce mamy większe góry więc pod tym względem nie było rewelacji. Widok co prawda wspaniały na Morze Czarne ale ogólnie liczyliśmy na więcej. Jednak nasz humor się poprawił kiedy kupiliśmy sobie słodkości ze stoiska gdzie Pani sprzedawała swoje wyroby. To był najlepszy słodka rzecz jaką jadłem. Trochę podobna do baklavy tureckiej ale nie do końca to. Niestety zupełnie nie pamiętam już teraz jak się to nazywało. W każdym razie było pyszne :D

ajpetri.jpeg



widokAP.jpeg



slodkosci.jpeg



Po zjechaniu z Aj-Petri jedziemy do Alupki, mała miejscowość turystyczna. Tam trochę spacerujemy, jednak nie zrobiła na nas większego wrażenia. Wsiadamy do Marszrutki i jedziemy na Jaskółcze Gniazdo. Jest to neogotycki zamek zbudowany w 1912 roku na szczycie wysokiego klifu. Jest to jeden z najchętniej odwiedzanych atrakcji Krymu. Robimy zdjęcia, spacerujemy i wpadamy na pomysł żeby zamiast busikiem wrócić do Jałty statkiem. Cena jest bardziej niż zachęcająca więc szybko kupujemy 2 bilety i po 30minutach rejsu meldujemy się w porcie w Jałcie. Tam jemy obiad, spacerujemy i szukamy powoli autobusowego dworca żeby wracać do Sudaka. Do Sudaka docieramy jakoś przed 22tą bardzo zadowoleni z dzisiejszego dnia.

gniazdo.jpeg



gniazdo2.jpeg



gniazdo3.jpeg



motorowka.jpeg



widokmotor.jpeg



Jalta.jpeg



-- 21 Lis 2014 20:42 --

Dzień VI wtorek 17.09.2013
Kolejny dzień porannego wstawania. Znów chcemy przejechać trochę kilometrów. Już o 7 odjeżdża nasza marszrutka do Simferopola. Po dotarciu na miejsce dowiadujemy się jak dojechać do Bakczysaraju. Szybko znajdujemy odpowiedni busik i wysiadamy na dworcu autobusowym. Stamtąd bierzemy kolejną do pałacu Chana. Bakczysaraj był stolicą Chanatu Krymskiego. Znajduje się tam pałac chanów krymskich, w którym jest największy na Krymie meczetem. Między innymi A.Mickiewicz był zainspirowany tym miejscem. Mnie osobiście jednak nie zainspirowała aż tak bardzo, a najciekawsze co tam widzieliśmy to akurat wesele tatarskiej pary, ich śpiewy i tańce.

palac.jpeg



bakczys.jpeg



wesele.jpeg



Po wyjściu z pałacu zaczepia nas znów jakiś naganiacz żebyśmy poszli na obiad. Przyzwyczajony, że trzeba stanowczo odmówić naganiaczom na Krymie początkowo go olewamy , ale kiedy mówi do nas po polsku zaciekawia nas. Ogólnie to krymski Tatar, których w tej miejscowości pełno. Poleca nam restaurację, która znajduje się 300m od pałacu i nas tam prowadzi. Zaryzykujemy, tym bardziej że to już dawno nasza pora obiadowa. To był strzał w dziesiątkę. Restauracja typowo tatarska, jedzenie przepyszne, ceny wręcz bardzo niskie. Za główne danie zapłaciliśmy 25-30 hryweń. Dawno nie jadłem tak dobrze.

tatarskie.jpeg



tatarskie3.jpeg



tatarskie2.jpeg

Po obiedzie pieszo idziemy do Czufut-Kale, o którym bardzo dużo słyszeliśmy. Po drodze mijamy Monastyr Uspieński, całkowicie wydrążony w skale klasztor. Najprawdopodobniej klasztor zaczęli wykuwać w skałach greccy mnisi uciekający z Bizancjum. Obecnie należy co cerkwi prawosławnej. Robi niesamowite wrażenie. Następnie idziemy do Czufut-Kale, skalnego miasta. Jest około 2,5 km od Bakczysaraju, pogoda była wspaniała tego dnia także z miłą chęcią się przeszliśmy. To był najbardziej upalny dzień podczas naszego pobytu na Krymie. Skalne miasto położone jest na szczycie góry stołowej. Od zachodu, południa i północy ograniczone jest urwiskami 10-30m. Początki twierdzy sięgają VI w n.e. Adam Mickiewicz opisał swą podróż do skalnego miasta w Sonetach krymskich. Wrażenia niesamowite, naprawdę warto odwiedzić.
Po zwiedzaniu powrót busem do Simferopola a następnie do Sudaka. W pokoju jesteśmy grubo po 22tej.

kosciol.jpeg



czufut.jpeg



czufut2.jpeg



czufut3.jpeg



czufut4.jpeg



czufut5.jpeg



-- 21 Lis 2014 20:51 --

Dzień VII środa 18.09.2013
Jako że po dwóch intensywnych dniach zwiedzania byliśmy trochę padnięci środę postanowiliśmy zrobić dniem odpoczynku, błogiego relaksu i zakupów. Idziemy na targ, uzupełniamy nasz zapas winogron. Kupujemy pamiątki, bardzo tanie i bardzo duży wybór. Jemu czebureki, coś jak pieróg tylko że większy - z mięsem mielonym i smażony. Kolejki są duże bo chłopaki pracujący w budce robią je na bieżąco. Naprawdę smaczne. Są też stoiska z winam -które były wyjątkowo smaczne- a nawet z koniakiem gdzie możemy kupić 100, 200 a nawet 500ml. Wszystkie trunki naprawdę pyszne. Żona zajada się kukurydzą, którą również sprzedają na stoiskach. Zauważam też budkę z naleśnikami. Panie na bieżąco smażą i nakładają wybrane składniki. Pycha. Ceny niewygórowane. Oczywiście udajemy się na plaże, jednak polskie plaże wydają mi się być lepsze. Tam jest dużo kamienistych. Wynajmujemy leżaki na półtorej godziny, jako że nie przepadam żeby smażyć się w słońcu cały dzień. Spacerujemy, jemy, pijemy, czas mija szybko i przyjemnie. Wieczorem rozmawiamy z Ciocią Olą, opowiada nam sporo o tym jak trafiła na Krym.

wino.jpeg



Dzień VIII czwartek 19.09.2013
Nie wierzę, to już naprawdę tydzień od naszego wyjazdu. Jutro już wyjeżdżamy. Tym razem udajemy się do Koktebel. Kupujemy bilet na marszrutke i po godzinie jesteśmy na miejscu. Jest to miejsce wypoczynku aktorów, pisarzy czy malarzy. Niewielki ale bardzo urokliwy kurort. Mieści się tu znana fabryka win.
Udajemy się do delfinarium. Bilety najtańsze nie były ale spektakl jaki słonie morskie i delfiny tam dają to naprawdę mistrzostwo świata. Zdecydowanie warto.
Później spacerujemy po plaży, docieramy nawet do plaży nudystów, ale rezygnujemy ze skorzystania ;)

delfin.jpeg



delfin2.jpeg



delfin3.jpeg



delfin4.jpeg



pocalunki.jpeg



serce.jpeg



-- 21 Lis 2014 20:54 --

Główną atrakcją Koktebel jest rezerwat Karadah, masyw wulkaniczny. Tworzą go dwa wygasłe wulkany, położone na brzegu morza. U podnóża Karadahu znajduje się brama skalna tzw. Złote Wrota. Najlepiej dotrzeć tam od strony morza statkiem, tak też robimy. Ceny ponownie są bardzo zachęcające. Wspaniałe widoki, kapitan mówił że można spotkać też tu wielu fanatyków wspinaczki. Teoretycznie zabronione jest pływanie między Złotymi Wrotami bo można stracić licencje. Jednak jak mówił kapitan co ważniejsze osoby bez problemu się na to decydują, oczywiście nie mają później żadnych problemów. Jak to w życiu bywa są równi i równiejsi. Jako że trochę czasu nam zeszło postanowiliśmy powoli wracać tym bardziej że tym razem nie mieliśmy kupionego biletu powrotnego na marszrtutke. Docieramy do dworca autobusowego i tu niemiła niespodzianka. Wszystkie bilety są sprzedane. Kurcze, niedobrze, chyba będziemy musieli skorzystać z wyzyskiwaczy taksówkarzy. Mieliśmy jednak na tyle szczęścia że akurat jakiś Pan odwoził swoją znajomą i szukał ludzi żeby coś zarobić wracając. Od razu ustalamy cenę, tylko kilka hryweń więcej niż za busika. Dojeżdżamy pod sam dworzec autobusowy w Sudaku. Mieliśmy szczęście, taksówkarze wzięli by 3x więcej.

koktebel.jpeg



koktebel2.jpeg



koktebel3.jpeg



koktebel4.jpeg



-- 21 Lis 2014 21:07 --

Dzień IX piątek 20.09.2011
Rano jemy śniadanie i pakujemy się. Ciocia Ola oczywiście nie chce od nas pieniędzy więc biegniemy szybko kupić wiatrak dla niej w formie podziękowania. Na pewno się przyda, jak nie jej to turystom, którym będzie wynajmować pokoik. Żegnamy się, i ruszamy powoli na marszrtutkę. Aż żal było odjeżdżać tym bardziej że rodzice do których dzwoniłem dzień wcześniej mówią o deszczach i chłodnej drugiej połowie września. Docieramy na pociąg. Popołudniu odjeżdżamy .

Dzień X sobota 21.09.2013
Z samego rana jesteśmy w Kijowie. We Lwowie byłem już 4 razy ale w Kijowie jestem pierwszy raz. Dworzec jest naprawdę duży, ale bez problemu odnajdujemy miejsce w którym zostawiamy bagaże. Niewielki koszt a przecież nie będziemy z wszystkimi bagażami i pamiątkami z Krymu biegać po Kijowie. Pogoda niestety już nie taka przyjemna, trochę wieje i pada. No ale nie ma przecież złej pogody tylko źle ubrani turyści ;) Bierzemy kurtki, parasol i idziemy zwiedzać Kijów. Metrem dojeżdżamy do dzielnicy Peczersk gdzie znajduje się Narodowe muzeum historii Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Znajduje się tu ponad 300 000 eksponatów na powierzchni 10ha. Warte obejrzenia. Następnie robimy spacer wzdłuż Dniepru i udajemy się do Ławry Peczerskiej. Jest to prawosławny klasztor. Znów mamy szczęście ponieważ akurat tego dnia można wchodzić za darmo. Mnóstwo starszych pań oferuje zdjęcia jakiś świętych, ogólnie można od razu odnieść wrażenie że to ważne miejsce kultu religijnego. Idziemy najpierw do Ławry Dolnej a następnie do Górnej a później idziemy zwiedzić podziemia. Było to dość oryginalne, pierwszy raz byłem w takim miejscu. Relikwie, pochowane ważne osobistości totalna ciemność i świece w dłoniach. Zrobiło to na mnie duże wrażenie.
Po odwiedzeniu Ławry kupujemy parę pamiątek i jedziemy na Majdan Niezależności. Metro odjeżdża co kilka minut i jest naprawdę pełne. Tu ciekawostka, stacja Arsenalna jest położona 105 metrów pod ziemią – najgłębiej tego typu obiekt na świecie. Plac Niepodległości w Kijowie to ważne miejsce dla każdego Ukraińca, miejsce ważnych uroczystości i imprez kulturalnych. Tam robimy sobie dłuższy spacer i idziemy do Puzatej Chaty na obiad. Duży wybór, ceny przyzwoite, taka masówka ale mi się ogólnie podobało. Następnie kręcimy się po centrum Kijowa, tutaj coraz więcej słyszę ukraińskiego i docieramy pod Stadion Olimpijski. Kupuje sobie czapkę i koszulkę Dynama w klubowym sklepie i powoli czas wracać na dworzec. Tak też czynimy i udajemy się na nasz peron gdzie czeka na nas pociąg do Ternopola. W niedziele rano jesteśmy na miejscu.

dniepr.jpeg




Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

asiasz 21 listopada 2014 19:44 Odpowiedz
No miła wyprawa, ale chyba chwilowo nie do powtórzenia... :( . Można powiedzieć, że załapaliście się prawie na ostatnią chwilę.
jarekgdynia 21 listopada 2014 21:02 Odpowiedz
asiasz napisał:No miła wyprawa, ale chyba chwilowo nie do powtórzenia... :( . Można powiedzieć, że załapaliście się prawie na ostatnią chwilę.Dokładnie tak, 2 miesiące później już oglądałem relacje w TV z Ukrainy i łapałem się za głowe. Chwilowo nie do powtórzenia, ale może kiedyś... :)
pado 18 lutego 2015 21:13 Odpowiedz
heh...moi rodzice tak chcieli jechać na Krym i już chyba nie pojadą :?Ja zresztą chyba tez nie prędko...ehhh
lukashl 19 lutego 2015 14:21 Odpowiedz
Rzutem na taśmę :)